Po raz kolejny kolonia Polaków w lidze włoskiej była niezwykle liczna. Jak Polacy grali w Serie A w sezonie 2022/2023? Sprawdź statystyki biało-czerwonych! Wisła Kraków. Marko Kolar, Sławomir Peszko i Rafał Pietrzak - to najważniejsi z piłkarzy Wisły, którzy odeszli z niej pół roku temu. Lista ubytków była jednak znacznie szersza, znalazło się na niej kilkunastu zawodników. Wszystkich wzięliśmy teraz pod lupę, również tych wypożyczonych przez "Białą Gwiazdę" do innych klubów. Jakie są ich dokonania w ostatnich miesiącach? Ile i jak grali? Odpowiedzi w GALERII. Rafael Crivellaro, były piłkarz Wisły, wyrasta na gwiazdę li... Pol Llonch. To wspaniały okres w życiu byłego piłkarza Wisły... Piękna Stephanie. Jej mąż był gwiazdą Wisły Kraków [ZDJĘCIA] Mauro Cantoro. Legenda Wisły Kraków i jego rodzina. Co u nic... Cracovia. Piłkarze, którzy odeszli latem 2019. Jak grają w n... Były piłkarz Wisły wyrasta na gwiazdę ligi [ZDJĘCIA]Siłownia „The Legend” w hali Wisły już otwarta! [ZDJĘCIA]Zobacz, jak wyglądają programy z wyjazdowych meczów WisłyNajpiękniejsze polskie narciarki z InstagramaWiślacka Smoczyca odwiedziła Zakopane [ZDJĘCIA]Wisła Kraków. Kadra na wiosnę 2020. Piłkarze "Białej Gwiazdy" w ekstraklasie [luty 2020]Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Polscy piłkarze skarżą się na rasizm w Niemczech. "Wiele lat poprzez naszą narodowość byliśmy obrażani, a sędziowie nie raz podejmowali wobec nas decyzje niezrozumiałe i niezgodne z wytycznymi IFAB. Ostatnimi czasy ataki ksenofobiczne ( już nie tylko stosowane przez kibiców - rozumiemy że piłka wyzwala emocje), ale w ostatnim
Postanowiliśmy przyjrzeć się piłkarzom, którzy na przestrzeni ostatnich dwóch sezonów odchodzili ze Śląska Wrocław. Łącznie to aż 33 nazwiska. Co robią dziś? Kto gdzie gra, z jakim skutkiem, a kto odwiesił buty na kołku? Sprawdź!WAŻNE! Do kolejnych piłkarzy przejdziesz za pomocą strzałek obok lub gestów na Twoim telefonie Postanowiliśmy przyjrzeć się piłkarzom, którzy na przestrzeni ostatnich dwóch sezonów odchodzili ze Śląska Wrocław. Łącznie to aż 33 nazwiska. Co robią dziś? Kto gdzie gra, z jakim skutkiem, a kto odwiesił buty na kołku? Sprawdź!Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera

Kadra Tottenham Hotspur. Menu zawiera szczegółowe zestawienie danego klubu, które pokazuje wiek, narodowość, okres trwania umowy i wartość rynkową każdego zawodnika. Ponadto dla każdej pozycji dostępne są informacje odnośnie średniej wieku, łącznej wartości rykowej i średniej wartości rynkowej. Wybierz sezon. 23/24. 23/24.

Piłka nożna to piękny sport, w którym liczy się zaangażowanie, rywalizacja i pasja. Byli tacy zawodnicy, którzy ostatnie chwile swojego życia spędzili na murawie stadionu. Niewykryte schorzenia i choroby spowodowały, że niektórzy odeszli z tego świata grając mecz. Piłkarze, którzy zmarli na boisku są osobami, które do końca swoich dni robili to, co kochali. Antonio PuertaMarc-Vivien FoéPatrick EkengMiklos FeherRenato Curi Antonio Puerta Piłkarz hiszpańskiej Sevilli, z którą wznosił takie trofea jak Puchar UEFA, Puchar Króla, Superpuchar Hiszpanii, Superpuchar Europy. Przed nim dopiero była wielka kariera. 25 sierpnia 2007 roku, w jednej z pierwszych ligowych kolejek, Sevilla mierzyła się z Getafe. Puerta upadł na murawę i jak się potem okazało doznał ataku serca. Pomoc lekarzy nie okazała się skuteczna. Jego imieniem nazwana jest jedna z ulic Sewilli, a jego dziecko, które przyszło na świat kilka miesięcy po śmierci taty, zostało od razu zarejestrowane, jako członek klubu. Zmarł w wieku 23 lat. Marc-Vivien Foé Piłkarz pochodzący z Kamerunu, który grał dla takich klubów jak West Ham United, RC Lens, Manchester City czy Olympique Lyon. 26 czerwca 2003 roku wraz z reprezentacją brał udział w Pucharze Konfederacji w 2003 roku. W czasie półfinału z Kolumbią zasłabł i stracił przytomność. Przyczyną śmierci był atak serca. Numer 17, z którym Foe występował na co dzień, jest zastrzeżony w reprezentacji Kamerunu, Olympique Lyonie i RC Lens. Zmarł mając 28 lat. Patrick Ekeng Inny zawodnik pochodzący z Kamerunu, który zmarł kilka tygodni temu. Był piłkarzem Dinama Bukareszt. Mecz ligi rumuńskiej był transmitoway przez telewizję. W 70. minucie meczu Ekeng upadł na murawę. Bardzo szybko została mu udzielona pomoc, jednak nie okazała się ona skuteczna. Pomocnik zmarł na zawał serca. Miał 26 lat. Miklos Feher Węgierski piłkarz, grający w takich klubach jak: FC Porto czy Benfica Lizbona. W swoim ostatnim meczu wszedł na boisko z ławki rezerwowych. Pod koniec spotkania Feher bezwładnie upadł na plecy. Koledzy z boiska od razu próbowali pomóc cierpiącemu koledze, aby ten nie połknął swojego języka. Główną przyczyną śmierci była arytmia serca. Benfica zastrzegła numer 29 i od tamtej pory nikt nie może zagrać z nim na koszulce. Piłkarz zmarł w wieku 24 lat. Renato Curi Włoski pomocnik, który był zawodnikiem Perugii w latach 70-tych. Piłkarz zmarł w trakcie meczu z Juventusem. Na kilka minut przed rozpoczęciem drugiej połowy dostał ataku serca. Pomoc nie okazała się skuteczna i Roberto Curi zmarł mając 24 lata. Stadion Perugii jest nazwany jego imieniem. Miejmy nadzieję, że już nigdy taka tragedia nie spotka żadnego piłkarza. I ta lista 5 piłkarzy, którzy zmarli na boisku nigdy już się nie powiększy. (źródło: Kliknij, aby ocenić ten post! [Całkowite: 5 Średnia: 5]
Polscy kibice coraz bardziej żyją występem piłkarzy, którzy już w pierwszym meczu nie będą mieli łatwego zadania. Trwają ostatnie przygotowania przed starciem z Meksykiem, ale nie
1 listopada wspominamy tych, którzy odeszli. W wieku 71 lat zmarł Henryk Waliłko, wychowanek Arkonii Szczecin, były znakomity piłkarz tego klubu, mistrz Polski juniorów, następnie gracz Stali Stocznia Szczecin, po zakończeniu kariery trener wielu klubów z regionu, między innymi: Stali, a także Floty Świnoujście, Viktorii Przecław. W latach 70. wyjechał do USA, tam spotkał słynnego Eusebio, brązowego medalistę mistrzostw świata z roku 1966, króla strzelców tamtej imprezy, zdobywcę Złotej Piłki w roku 1965. Był rówieśnikiem Władysława Szaryńskiego, innego wychowanka Arkonii, który po opuszczeniu Szczecina zrobił dużą karierę w Górniku Zabrze, był mistrzem Polski, reprezentantem kraju, finalistą Pucharu Zdobywców Pucharów. Obaj byli podstawowymi graczami w zespole juniorów Arkonii, która w roku 1964 sięgnęła w Mielcu po tytuł mistrzów Polski juniorów, wyprzedzając między innymi gospodarzy imprezy z późniejszymi mistrzami Polski Zygmuntem Kuklą i Włodzimierzem Gąsiorem. W szczecińskim zespole występował wówczas też Ryszard Mańko, który dopiero w roku 1970 trafił do Pogoni, zadebiutował w reprezentacji Polski, a w barwach Pogoni w rozgrywkach ekstraklasy wystąpił w 173 meczach. Szczecin wylęgarnią talentów Szczecin w latach 60. ubiegłego wieku był wylęgarnią piłkarskich talentów. Wychowankiem Arkonii był też młodszy od Waliłki o dwa lata Henryk Wawrowski, natomiast rok po zwycięstwie w mistrzostwach Polski juniorów tytuł wicemistrzów Polski juniorów wywalczyli młodzi piłkarze Pogoni z takimi piłkarzami w składzie, jak: Zenon Kasztelan, Ryszard Malinowski, Jerzy Jatczak czy Andrzej Rynkiewicz. Henryk Waliłko nie mógł nigdy przeboleć faktu, że ze Szczecina wyjechał w młodym wieku Szaryński, jego kompan i przyjaciel z juniorskich czasów w Arkonii. W Szczecinie obowiązywała wtedy niepisana zasada, że dwa najsilniejsze kluby – Pogoń i Arkonia – nie będą podbierać sobie najlepszych piłkarzy. Działo się to jednak ze szkodą dla szczecińskiego futbolu i samych zawodników. – Szaryński mógł przejść do Pogoni, a nie tułać się po całej Polsce – mówił Henryk Waliłko, kolega Szaryńskiego z drużyny Arkonii. – W Pogoni byłby znakomitym uzupełnieniem dla Kasztelana i Kielca. Moim zdaniem talentem wcale nie ustępował nawet Lubańskiemu. Zabrakło mu trochę szczęścia, zbyt wiele czasu stracił na szukanie optymalnego dla siebie miejsca. Waliłko w swojej piłkarskiej karierze nie miał tyle szczęścia co jego koledzy z Arkonii: Szaryński, Mańko czy Wawrowski. Nigdy nie trafił do klubu w ekstraklasie, nie upomniała się o niego też Pogoń, która w drugiej połowie lat 60. stała się solidnym klubem ekstraklasy, podczas gdy Arkonia balansowała na krawędzi drugiej i trzeciej ligi. Debiut w wieku 17 lat Wychowanek Arkonii w pierwszym zespole na boiskach drugiej ligi zadebiutował w wieku 17 lat, niemal rok po wywalczeniu tytułu mistrza Polski juniorów. Dziś w tym wieku jest to raczej niespotykane. W trzeciej kolejce od końca szczecinianie podejmowali również zdegradowaną do niższej klasy rozgrywkowej Polonię Bydgoszcz, a młody wychowanek klubu, mistrz Polski juniorów, zastąpił na boisku legendę klubu Józefa Krajewskiego, który jest rekordzistą pod względem zdobytych goli dla Arkonii na boiskach ekstraklasy. Strzelił ich 11. Krajewski był piłkarzem 11 lat starszym, to była symboliczna zmiana pokoleniowa, tym bardziej że Arkonia nigdy później nie nawiązała już do tradycji z pierwszej połowy kat 60., kiedy Waliłko szkolił się w grupach młodzieżowych, Krajewski zdobywał gole w ekstraklasie, a Arkonia była nawet szóstą siłą w kraju. Henryk Waliłko grał w Arkonii do roku 1971. Jednym z najbardziej pamiętnych wydarzeń była ćwierćfinałowa potyczka w Pucharze Polski przeciwko Legii Warszawa wiosną 1969 roku w składzie z takimi piłkarzami, jak: Kazimierz Deyna, Robert Gadocha czy Lucjan Brychczy. To była wtedy wiodąca siła w kraju, ale też jeden z najlepszych zespołów w Europie, rok później półfinalista Pucharu Europy. Arkonia była wtedy beniaminkiem w drugiej lidze, powróciła na zaplecze ekstraklasy po trzech latach przerwy, swój premierowy sezon rozgrywała na dobrym poziomie, zakończyła go w środku tabeli, ale furorę robiła w rozgrywkach o Puchar Polski. Dotarła aż do ćwierćfinału, wyeliminowała wcześniej grające w ekstraklasie Zagłębie Wałbrzych. To był mecz do jednej bramki wygrany przez Arkonię 5:1. Legia bliska wyeliminowania W pierwszym ćwierćfinałowym meczu obserwowanym na stadionie w Lasku Arkońskim przez blisko 10 tysięcy kibiców bezbramkowo zremisowała u siebie z zespołem z Warszawy. W rewanżu nikt nie dawał jej szans, ale niewiele brakowało, by doszło do sensacji naprawdę dużego kalibru. Arkonia w drugiej połowie prowadziła już 2:0, drugiego gola zdobył Waliłko, ale gospodarze zdołali się zebrać i wygrali 3:2. Arkonia straciła niepowtarzalną szansę na historyczny sukces. Legia w półfinale trafiła bowiem na Unię Tarnów, która też występowała w drugiej lidze, z którą Arkonia umiała wygrać na jej boisku 3:0, a u siebie zremisowała 1:1. Finał Pucharu Polski był w zasięgu, ale ostatecznie zabrakło bardzo niewiele. Henryk Waliłko grał w Arkonii do roku 1971. Po zajściach z grudnia 1970 r. dyshonorem dla niektórych piłkarzy było grać w milicyjnym klubie, a takim była Arkonia. Ponadto szczecinianie przegrali walkę o awans do drugiej ligi z Lechem Poznań i Lechią Gdańsk – dziś potentatami w polskiej ekstraklasie, ale niespełna pół wieku temu konkurentami Arkonii w trzecioligowej rywalizacji. – W Arkonii grali albo milicjanci, albo stoczniowcy – wspominał niegdyś Waliłko. – Nie było możliwości, by jedni i drudzy występowali w jednej drużynie. Nie było też szans, by stoczniowcy dopingowali Arkonię. Sytuacja jeszcze bardziej się zaogniła po wydarzeniach z grudnia 1970 roku. W Stali Stocznia atmosfera była świetna. Szybko awansowaliśmy do trzeciej ligi, a następnie do drugiej. Mieliśmy dobrą drużynę, mnóstwo kibiców pracujących wówczas w stoczni. Stadion i ogródki działkowe Dziś drużyna Stali występuje na boisku przy ul. Bandurskiego. Nie zawsze jednak tak było. Początkowo mecze rozgrywała na piaszczystym boisku przy ul. Dubois. Było blisko stoczni, dlatego kibiców zawsze było sporo. – Dopiero później przenieśliśmy się na ul. Bandurskiego – kontynuował H. Waliłko. – Wtedy był to stadion na uboczu. Nie było tych wszystkich bloków, które obecnie otaczają obiekt. Były ogródki działkowe, a na stadion nie dojeżdżał nawet autobus. Trzeba było iść pieszo. Stal Stocznia w sezonie 1974/75 była beniaminkiem II ligi, a Arkonia miała w swoich szeregach kilku wartościowych graczy. Wiesław Kwiatkowski, Tadeusz Krystyniak trafili później do Arki Gdynia i wywalczyli z tym klubem puchar Polski. II-ligowe derby zapowiadały się pasjonująco głównie z uwagi na wiele podtekstów. Stal była nową siłą w szczecińskim futbolu, Arkonia klubem raczej nielubianym z uwagi na resort, który ją reprezentował. W meczu rozgrywanym na boisku Stali padł remis 1:1, natomiast na boisku w Lasku Arkońskim niespodziewanie triumfowali goście 1:0. Być może ten mecz zadecydował o tym, że do III ligi spadła Arkonia, a nie Stal. Arkonia na mecie rozgrywek zajęła pierwsze ze spadkowych miejsce, a Stal ostatnie, które dawało utrzymanie. Stal Arkonię wyprzedziła o dwa punkty. Gol i wygrana z Pogonią Henryk Waliłko po powrocie ze Stanów Zjednoczonych jeszcze raz zasilił szeregi Stali Stocznia i był to najlepszy okres w dziejach klubu. W roku 1979 Stal była beniaminkiem w drugiej lidze, a spadkowiczem była Pogoń. Oba zespoły w pierwszym w historii derbowym meczu spotkały się we wrześniu 1979 roku i niespodziewanie na stadionie przy ul. Twardowskiego goście wygrali 4:3. Jedną z bramek zdobył 32-letni wówczas Henryk Waliłko. To był pożegnalny występ w barwach Pogoni Henryka Wawrowskiego, który po ukończeniu 30. roku życia mógł wyjechać do klubu zagranicznego. Ówcześni piłkarze Pogoni twierdzili, że główną winę za degrengoladę Pogoni w tamtym czasie ponosił trener Konstanty Pawlikaniec. Porażka ze Stalą Stocznia przelała czarę goryczy. Trener Pawlikaniec został zwolniony, a jego miejsce zajął Jerzy Kopa, który pracował w Pogoni prawie trzy lata, stworzył kapitalny zespół, dwukrotnie awansował do finału Pucharu Polski i do ekstraklasy. Pawlikaniec natomiast nie prowadził już później żadnej ligowej drużyny w kraju. Henryk Waliłko jako piłkarz awansował do drugiej ligi z Arkonią, dwukrotnie uczynił to ze Stalą Stocznia, raz jako szkoleniowiec po dramatycznym derbowym meczu z Gwardią Warszawa. Jako piłkarz miał wszelkie predyspozycje, żeby zostać piłkarzem co najmniej na poziomie ekstraklasy. Zabrakło mu trochę szczęścia. Jego klub Arkonia znalazł się w bardzo złym momencie w okresie, kiedy Henryk Waliłko wchodził do gry na poziomie seniora. W Stali był piłkarzem nieocenionym, znakomitym asystentem, dobrą duszą zespołu, przez całe swoje życie związany z futbolem w Szczecinie zarówno jako piłkarz, jak i szkoleniowiec. ©℗ Wojciech PARADA
Premier League została utworzona w lutym 1992 roku. Od tego czasu 21 polskich piłkarzy przewinęło się przez drużyny z najlepszej ligi angielskiej. Przed startem sezonu 2022/2023 przypominamy wszystkich Polaków, którzy do tej pory zagrali w Premier League.
1 listopada wspominamy tych, którzy odeszli. W ciągu ostatniego roku pożegnaliśmy miedzy innymi piłkarzy grających na wysokim poziomie w Pogoni Szczecin. W wielkanocną sobotę, kiedy piłkarze Pogoni odnosili efektowne zwycięstwo nad Zagłębiem w Lubinie, odszedł od nas na zawsze 58-letni Jarosław Biernat. Był wychowankiem Pioniera Szczecin, ale bardzo szybko stał się graczem Pogoni. Wypatrzył go Joachim Gacka – w latach 60. ubiegłego wieku znakomity rozgrywający w Pogoni Szczecin, natomiast w latach 70. trener drużyny juniorów. Też już nie ma go wśród nas. Biernat trafił do dużej grupy piłkarzy, którzy terminowali później w zespole rezerw prowadzonym przez Eugeniusza Różańskiego. Byli tam tacy piłkarze, jak: Marek Włoch, Krzysztof Urbanowicz (obu również nie ma wśród nas), Jerzy Kruszczyński, Marek Anioła, Krzysztof Jędrzejewski, Janusz Turowski, Dariusz Krupa, Krzysztof Zięcik czy Marek Siwa. Każdy z nich grał później w ekstraklasie. Jarosław Biernat zadebiutował w ekstraklasie, nie mając jeszcze skończonych 18 lat. W inauguracyjnym spotkaniu nowego sezonu z ŁKS w Łodzi Hubert Fiałkowski (nie żyje od kilku lat) wystawił nastolatka obok takich piłkarzy, jak: Marek Szczech, Zbigniew Czepan (obaj odeszli kilka lat temu), Adam Kensy, Jerzy Stańczak. W sezonie 1978/79 debiutowali jeszcze inni nastolatkowie: Turowski, Zięcik, Krupa, Anioła. Degradacja po 13 latach Napływ młodzieży do pierwszego składu był zbyt duży, zbyt gwałtowny. Pogoń po 13 latach nieprzerwanej gry w ekstraklasie spadła o szczebel niżej. 18-letni Biernat nawet nie pamiętał jak to jest, gdy Pogoń gra w drugiej lidze. Po raz ostatni było to przecież w sezonie 1965/66, kiedy Biernat miał zaledwie pięć lat, chodził do przedszkola i nie mógł się jeszcze interesować piłką nożną. Jego przygoda z dorosłym futbolem zaczęła się zatem od dużego rozczarowania, od degradacji, ale to jeszcze nie wszystko. Latem 1979 r. wraz z Januszem Turowskim i Dariuszem Krupą wyjechał na finałowy turniej mistrzostw Europy juniorów do Austrii. Biernat miał za sobą już 19 meczów w ekstraklasie, zdobył dwa gole, Turowski osiem meczów i dwa gole, a Krupa pięć spotkań. Polski zespół miał być jednym z faworytów, dla trójki młodych portowców miała to być rekompensata za degradację, jaka ich spotkała w ich pierwszym sezonie gry w seniorach. W rywalizacji juniorów też przyszło niepowodzenie. Polski zespół nie wyszedł z grupy, rozczarował i pozostawił po sobie złe wrażenie. 1 października 1979 roku drużynę Pogoni przejął Jerzy Kopa i wtedy wszystko się zmieniło. Biernat, podobnie jak jego reprezentacyjni rówieśnicy, musiał stawiać czoła lokalnym rywalom Stali Stocznia i Arkonii zamiast gigantom polskiego futbolu Legii czy Widzewowi. To była trudna nauka, ale dwa lata spędzone na zapleczu ekstraklasy tych piłkarzy mocno ukształtowały. Tyczkowaty chudzielec W roku 1981 Pogoń powróciła do ekstraklasy, a Biernat był jej kluczowym graczem. Co ciekawe, nigdy do końca nie został sprofilowany. Był piłkarzem ofensywnym, ale trudno było o nim powiedzieć, że to napastnik. Na pewno nie. Na pewno nie był też klasycznym rozgrywającym ani skrzydłowym. Był piłkarzem wysokim, trochę tyczkowatym, chudym, stąd jego przezwisko „Suchy”, ale świetnie umiał zdobywać przestrzeń. Bardzo często pełnił rolę tzw. wolnego elektrona, umiał znaleźć się w miejscu, gdzie rywalowi groziło największe niebezpieczeństwo. Dobrze grał głową, umiał ustawić się w polu karnym przy stałych fragmentach gry, kilka bramek w takich sytuacjach zdobył. Rundę jesienną roku 1981 Pogoń zakończyła na pierwszym miejscu w tabeli, natomiast wiosnę Biernat wraz z Turowskim i Krupą rozpoczęli od ćwierćfinałowych meczów młodzieżowych mistrzostw Europy z Anglią. Faworytem byli rywale, którzy w pierwszym meczu rozgrywanym w Warszawie wygrali 2:1 i rewanż wydawał się być formalnością. Tak jednak nie było. W Londynie Polacy odrobili straty, prowadzili 2:1 i wykonywali rzut karny, którego nie strzelił Dariusz Wdowczyk. Polacy mieli awans na wyciągnięcie ręki, ale po zmarnowanym karnym oddali inicjatywę, stracili drugiego gola i skończyło się wynikiem 2:2 premiującym przeciwnika. Od tamtej pory żadna młodzieżowa reprezentacja Polski nie miała tak dużych szans na awans do strefy medalowej. Jednym z piłkarzy tej drużyny był Biernat i nie był to koniec jego reprezentacyjnej przygody. Upomniał się Piechniczek W sezonie 1982/83 regularnie był powoływany do reprezentacji olimpijskiej, natomiast wiosną 1983 roku upomniał się o niego trener pierwszej reprezentacji Antoni Piechniczek. Przed polską reprezentacją był mecz ostatniej szansy na awans do finałowego turnieju mistrzostw Europy przeciwko drużynie ZSRR. Piechniczek powołał dwóch debiutantów z Pogoni Adama Kensego i Jarosława Biernata. Ten pierwszy zagrał od pierwszej minuty, był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku, Biernat miał wejść na boisko w drugiej połowie. Ostatecznie w roli zmienników wystąpili Andrzej Iwan i Dariusz Dziekanowski. Biernat już nigdy później powołania do pierwszej reprezentacji Polski nie otrzymał, to był jego ostatni kontakt z drużyną narodową, a nie miał jeszcze nawet 23 lat. Niektórzy mówią, że dlatego że przeszedł do Legii, których piłkarzy Piechniczek tolerował z dużą rezerwą. Wiosna 1983 roku była najlepszym okresem w karierze Jarosława Biernata. Powołanie na mecz z ZSRR otrzymał po dziewięciu kolejkach rundy wiosennej, w których zdobył dziewięć goli. Popisał się hat trickiem w spotkaniu z GKS Katowice, strzelał gole jak na zawołanie niemal w każdym spotkaniu. Przeciwko kroczącemu po mistrzowski tytuł Lechowi i w ostatnim do obecnego roku wyjazdowym, zwycięskim meczu w Warszawie przeciwko Legii. Wiosną 1983 roku był prócz grającego w Gwardii Warszawa Dariusza Dziekanowskiego najbardziej gorącym piłkarskim towarem. Latem 1983 roku Dziekanowski trafił do Widzewa Łódź, a Biernat do Legii Warszawa, gdzie ponownie spotkał się ze swoim kompanem z Pogoni Januszem Turowskim. Najskuteczniejszy gracz Legii W Legii była plejada piłkarskich znakomitości włącznie z medalistami mistrzostw świata, ale Biernat nie miał żadnych problemów z miejscem w składzie. Był absolutnie pierwszym wyborem, zagrał w największej liczbie spotkań (29), był drugim najlepszym strzelcem (7 goli) za Andrzejem Buncolem. W kolejnym sezonie było podobnie. Biernat zagrał w 28 meczach i tym razem był najskuteczniejszym piłkarzem w zespole. Zdobył 8 goli. Przez trzy sezony utrzymywał równą, wysoką, reprezentacyjną formę. Wrócił do Pogoni, ale tylko na pół roku. Nie był już graczem, jakim go pamiętaliśmy. Cała Pogoń grała słabo, a Biernat nie pomagał. W przerwie zimowej sezonu 1985/86 wyjechał z Januszem Turowskim nielegalnie do RFN. Obaj otrzymali angaż w Eintrachcie Frankfurt, ale musieli odbyć roczną karencję spowodowaną dyskwalifikacją. Turowski zrobił w Bundeslidze karierę, ale Biernat już nie. Na poziomie Bundesligi zagrał w 12 meczach i zdobył jednego gola, w II Bundeslidze wystąpił w 39 spotkaniach i zdobył 7 goli, dwa razy zagrał w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów. Los tak chciał, że w latach 80., najlepszych w dziejach Pogoni, Biernata nie było w drużynie odnoszącej swoje największe sukcesy. W roku 1984, kiedy Pogoń zajęła trzecie miejsce, Biernat był piłkarzem Legii, natomiast w roku 1987, kiedy Pogoń zostawała wicemistrzem Polski, Biernat był już piłkarzem Eintrachtu. W pamięci pozostanie jako piłkarz niezwykle utalentowany, ale jednak niespełniony. ©℗ Wojciech PARADA
Najprzystojniejsi polscy piłkarze. KWAS Data utworzenia: 17 października 2013, 7:00. Udostępnij Udostępnij artykuł przez: Facebook X
Data utworzenia: 10 czerwca 2010, 15:50. Nie tak dawno odszedł Maciej Kozłowski, odtwórca roli Jaroszego w "M jak miłość". Zobacz innych serialowych aktorów, których już nie ma wśród nas Śmierć w "M jak miłość". Jaroszy umrze na zawał. Maciej Kozłowski odchodzi z "M jak miłość" Foto: Fakt_redakcja_zrodlo W serialu o rodzie Mostowiaków od kilku lat nie ma już postaci Norberta Wojciechowskiego. Aktor, który go grał (Mariusz Sabiniewicz), zmarł na raka w 2007 lat nie oglądamy też nestorów rodziny Lubiczów. W "Klanie" nie ma już Haliny Dobrowolskiej i Zygmunta Kęstowicza. Brakuje też Janeczki, postaci granej przez nieżyjącą Annę "Na dobre i na złe" nie oglądamy już siostry oddziałowej Danuty (Daria Trafankowska - zmarła na raka trzustki w 2004 roku), hrabiego (Bogdan Baer), Dariusza Siatkowskiego (ortopeda) i Michała Kality- w tej roli nieodżałowany Leon chodzi o "Na Wspólnej", to jedynym nieżyjącym aktorem jest Wojciech Alborski - grał postać Jana "Plebanii" brakuje natomiast pamiętnego Romusia (Paweł Gędłek - zmarł po operacji serca w 2004 roku) i Igora Przegrodzkiego (rola biskupa).Spore straty mają także "Złotopolscy". Wśród nas nie ma już: Eugeniusza Priwiezencewa (zmarł w 2005 roku w wyniku powikłań zakażenia boreliozą), Henryka Machalicy, Jerzego Turka i Wojciecha chodzi natomiast o "Pierwszą miłość", na ekranie nie wystąpią już Tadeusz Szymków i Ewa Sałacka. /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Henryk Machalica grał w "Złotopolskich" /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Zygmunt Kęstowicz był odtwórcą roli nestora rodu Lubiczów w "Klanie" /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Daria Trafankowska była siostrą oddziałową w "Na dobre i na złe" /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Nie żyje też Halina Dobrowolska, która grała w "Klanie" /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Bogdan Baer był odtwórcą roli hrabiego w "Na dobre i na złe" /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Nie żyje też Anna Ciepielewska, która w "Klanie" grała Janeczkę /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Jerzy Turek był listonoszem w "Złotopolskich" /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Nieodżałowany Leon Niemczyk. Grał Michała w "Na dobre i na złe" /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Paweł Gędłek grał w "Plebanii" Romusia /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Tadeusz Szymków grał w "Pierwszej miłości" /11 Oni już nie zagrają. Aktorzy, którzy odeszli Fakt_redakcja_zrodlo Wojciech Siemion zmarł w 2010 roku. Grał w "Złotopolskich" Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
aVRhL7L.
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/372
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/316
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/391
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/64
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/263
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/33
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/169
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/241
  • 7cw3vcqcop.pages.dev/263
  • polscy pilkarze ktorzy odeszli